czwartek, 29 października 2015

"Jeśli coś dotyka cię, znaczy: dotyczy cię."

            Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, na końcu "internetów" istniał sobie blog. Nie był to blog o modzie, bo autorka choć pasjonatka stylu i elegancji nie potrafiła pisać o niej uważając, że "moda przemija a styl pozostaje", a robienie zdjęć "stylizacji" pochłaniałoby jej zbyt wiele czasu no i ze świecą szukać "frajera"(przepraszam za określenie), który będzie za nią chodził i robił fotki. Z pasji pisania pozostało jej więc pisać o tym, co przydatne (jej zdaniem).  Tak, tak, to o TYM blogu. Wiem, że nie piszę na nim zbyt dużo, ale zmotywowało mnie kilka sytuacji, a mianowicie gdy usłyszałam rozmowę dwóch dziewczyn o moim blogu (serio, to nie ściema...)- że fajny, że prosty, ale że nie brzmi prawniczo. I ostatnie spowodowało, że postanowilam napisać post. No i jeszcze słowa kolegi, który zasnął podczas czytania ( serio? Aż tak:D?) Każdy prawnik, student prawa czy jego pasjonat woli sięgnąć po ustawę, profesjonalnego bloga prowadzonego przez dobrze prosperującą kancelarię zamiast czytać moje wypociny, które powstają pod wpływej chwili. A moja forma i styl pisania ma trafiać do NIEPRAWNIKÓW. I jest mi ogromnie miło, gdy słyszę, że prawo jest zrozumiałe dzięki temu. Szczerze. Ile razy otwieraliście podręcznik do medycyny żeby dowiedzieć się czy ten katar jest śmiertelny albo ta plamka na ciele to coś poważnego? (oczywiście trywializuję) Pewnie nigdy. Wchodziliście na fora, otwierały Wam się w przeglądarce stronki medyczne, blogi. Ale nie było tam nazw łacińskich preferowanych w medycynie albo niezrozumiałych konstrukcji. Tylko pytanie- odpowiedź. Każdy, kto potrzebuje lekarza- pójdzie do lekarza. Każdy, kto potrzebuje prawnika- ostatecznie go odwiedzi. Wiecie co? Fajne jest to, że internet daje wolność i pozwala wybierać to, co dla nas odpowiednie. Dla jednego coś jest fajne, dla innego nie. I to jest piękne. Podobnie jest ze wszystkim, co podane jest do publicznego oglądania. Jednym się podoba, innym nie. Są tacy, którzy wyłączą stwierdzając, że im się nie podoba, inni będą musieli skomentować. Rzadko jest to krytyka konstruktywna, tylko tak zwany HEJT. I dzisiaj właśnie o hejcie. Mam swoją ulubioną blogerkę(modowo-lifestyle'ową), której wpisy czytam, łącznie z komentarzami i czasem oczom nie wierzę jak można pisać takie rzeczy w komentarzach. I właściwie- w imię czego?


Wolność słowa jest podstawowym prawem człowieka, umożliwiającym wyrażanie swoich opinii. Gwarantowana jest przez szereg dokumentów państwowych (przede wszystkim przez Konstytucję) i międzynarodowych (Powszechna Deklaracja Praw Człowieka). Może przyjmować rożne formy- od pisemnej, po ustną. Może mieć również wyraz artystyczny.
Każde prawo, nawet to, bywa ograniczane. Dzieje się to szczególnie wtedy, gdy chodzi o poszanowanie innego człowieka, kwestie moralności, a także i przede wszystkim bezpieczeństwo narodowe.

Co moim zdaniem zastanawiające, krytykowanie stało się dla niektórych "sportem narodowym". O ile krytyka jest umiejętnie zastosowana- nie ma problemu. Pojawia się on, gdy wyrażona jest w sposób wulgarny, ośmieszający, pozbawiona wszelkich barier i odpowiedzialności. Autorzy zachowują pozory anonimowości i dzięki temu czują się w tym zakresie swobodnie.



Nie zapominajmy, że będąc w "internetach" narażamy się na krytykę. Aktorzy, wokaliści, dziennikarze i osoby, które pojawiają się w mediach społecznościowych są najczęstszymi ofiarami hejterów (dla miłośników języka polskiego- to jest słowo potocznie używane, dlatego nie będę się siliła na wymyślanie polskiej nazwy takiej jak "nienawidzacze?"). Powstaje pytanie. Czy i jak możemy się bronić? Nie będę się wdawała już w temat wolności słowa, bo zbyt długo by to wszystko trwało.

Podstawą roszczeń osoby publicznej może być ochrona dóbr osobistych (art.23 Kodeksu cywilnego) - pisałam o tym TU. Opinie rasistowskie, nakłanienie do przestępstwa zagrożone są karą pozbawienia wolnośći do 2 lat. I wtedy administratorzy, moderatorzy mają obowiązek niezwłocznego usunięcia niewłaściwych treści. Ale czy to robią? Gdyby tak było, nie pojawiałyby się komentarze ośmieszające i nawołujące do nienawiści. Po prostu bezpodstawnie obrażające inne osoby. Czasem warto pomyśleć o konsekwencjach tego, co piszemy.



Post nie ma dzisiaj formy porady prawnej, ale raczej otwarcia oczu niektórym na to, że ich anonimowość znajduje się tylko w ich własnej wyobraźni. Pamiętaj, zawsze się znajdzie coś, co podoba się Tobie, a nie podoba innym- i odwrotnie.  Chyba, że tak bardzo Cię to dotyka.

Jeśli coś dotyka cię, znaczy: dotyczy cię. Jeżeliby nie dotyczyło cię- nie dotykałoby cię, nie zrażało, nie obrażało, nie drażniło, nie kuło, nie raniło. Jeżeli bronisz się, znaczy: czujesz się atakowany. Jeżeli czujesz się atakowany, znaczy: jesteś celnie trafiony. Miej to na uwadze. 

                                                                                      Edward Stachura



poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Pies w wielkim mieście

             Każdy kto mnie zna, wie, że jestem bez pamięci zakochana w moim jamniku. Uważam, że pies(szczególnie ten mądry) jest najlepszym przyjacielem człowieka. Wiele osób deklaruje, że uwielbia zwierzęta, ale nie do końca chyba rozumie swoje uczucia. Post może być dla niektórych bulwersujący, niektórzy zaś zgodzą się z nim w stu procentach. 
To my! 

             Pies mieszkający w mieście nie ma tyle swobody co pies mieszkający na wsi. Na każdym kroku zwierzak jest ograniczany przez władze miasta. Ale przecież nie tylko, bo przestrzeń do spacerów i zabaw musi dzielić z innymi zwierzętami i ludźmi, którym czasem przeszkadza jego obecność. Przestrzeni, o której wspomniałam nie jest zbyt wiele, a jednak nadal jest ona w sposób przechodzący wszelkie granice ograniczana przez tabliczki "Zakaz wprowadzania psów na teren zielony" itp. Stworzy Ci taki urzędniczek pseudo skwer w mieście i nie możesz spacerować tam ze swoim pieskiem(choćby nie korzytał tam ze swoich potrzeb fizjologicznych). Gdzie więc można spacerować z psem? Bo czasem mam wrażenie, że mam chodzić z nim tylko po chodniku. Szczerze? O wiele większy "syf" robią niektórzy ludzie, wyrzucając papierosy, puszki po piwach, torebki po chipsach itp.

           Wiadomo, są miejsca, które tylko dla bezpieczeństwa naszych czworonogów nie są dla nich dostępne, czy przede wszystkim dla bezpieczeństwa i zdrowia dzieci (jak place zabaw). Pamiętajmy, że tam zwierzątka nie zawsze są wpuszczane ze względu na alergię maluchów, czy po prostu inne choroby przenoszone przez zwierzaki( a dzieci kochające zwierzątka przytulają je i pozwalają zbliżać do siebie.)


            Mądry właściciel powinien zadbać nie tylko o bezpieczeństwo swojego zwierzaka, ale również o to, aby nie zagrażał  otoczeniu. Powinien panować nad swoim przyjacielem w miejscach publicznych, aby nie stwarzał zagrożenia dla bezpieczeństwa innych ludzi i zwierząt (Art.77 Kodeksu Wykroczeń). Pamiętajmy, że nie każdy sobie życzy kontaktu z naszym pupilem. I te osoby mają do tego pełne prawo(pomimo naszej szczerej miłości do niego).
Dog in the city! 


Tak samo jak my, psy mają różne charaktery. Niektóre bywają przyjazne, inne szczekają, atakują ludzi i inne zwierzęta spotykane na swojej drodze. Sama wielokrotnie spotkałam się z sytuacją, gdy musiałam unikać pewnych miejsc, gdzie spacerowały agresywne zwierzęta. 
              Ustawa nie nakazuje wyprowadzania czworonoga na smyczy i kagańcu. Wskazuje jednak na zakaz wypuszczania psów bez możliwości kontroli (Art.10a Ustawy o ochronie zwierząt), ale nie bardzo pomaga nam wybrnąć z problemu jak mamy ją sprawować. Ja sądzę, że każdy właściciel powinien przewidzieć jak w otoczeniu ludzi i innych psów zachowują się ich zwierzęta.
Z doświadczenia wiem, że bywa różnie: nie boję się przechodzić obok niektórych psów spacerujących luźno z rasy "groźnych", a uciekam przed tymi małymi, które gonią nas po całym parku... Jest to rzecz jasna kwestia wychowania i charakteru psa.
Obowiązek prowadzenia czworonoga na smyczy czy kagańcu może być jednak regulowany przez przepisy lokalne! 
Dumny jamnik na spacerze :)


Jednym z ważniejszych obowiązków opiekuna jest sprzątanie po swoim przyjacielu (Art.4 Ustawy z 13 września 1996 roku o utrzymaniu czystości i porządku w gminach). Ale niestety, nie wszyscy się do niego stosują. Jeszcze o ile piesek załatwia swoje potrzeby "pod krzaczkiem", nie stanowi to wiekszego problemu, ale "kupa"(wybaczcie kolokwializm) na chodniku albo na klatce schodowej jest zdecydowanie zakłócaniem porządku.
      
A teraz dalej....
Każda osoba wyprowadzająca zwierzę domowe na spacer jest zobowiązana do ochrony terenów przeznaczonych do wspólnego użytku przed zanieczyszczeniami, na przykład psimi odchodami. Nieprzestrzeganie przepisu grozi otrzymaniem mandatu w wysokości do 500 zł. Jedynie osoby niepełnosprawne oraz opiekunowie psów będących w służbie policji są zwolnione z tego obowiązku. 

Kolejny przepis dotyczy IDENTYFIKATORA (Art.10a Ustawy o ochronie zwierząt). 

CO WAŻNE! WŁAŚCICIELE PSÓW SĄ ZOBOWIĄZANI DO SZCZEPIENIA RAZ W ROKU SWOICH CZWORONOGÓW PRZECIWKO WŚCIEKLIŹNIE. Wiele osób zapomina o badaniach kontrolnych, pozwalając często na rozwój chorób w obrębie ciała psa... (wstydźcie się!). Kto nie wiedział, ten idzie do weterynarza- tup tup tup:) Pierwsza taka szczepionka powinna zostać podana do trzeciego miesiąca życia zwierzęcia. Dokumentem poświadczającym wywiązywanie się z tego obowiązku jest wpis do książeczki szczepień.

Prawilność i klasa;)




Trudno jest w sposób indywidualny wskazać na przepisy do jakich należy się stosować. Każda społeczność lokalna może w sposób odrębny regulować obowiązki właściciela.  
  Pragnę pochwalić niektórych właścicieli restauracji czy sklepów, którzy pozwalają w granicach rozsądku wprowadzać do lokalu czy budynku psy. Takim sklepem jest między innymi Leroy Merlin, Media Markt. Sama wielokrotnie zabierałam swojego psa, w szczególności będąc na wakacjach, do restautacji (oczywiście na zewnątrz). Uważam, że tacy ludzie wykazują ogromny szacunek względem nie tylko zwierząt, ale też właścicieli (wznoszę za Was toast)!


środa, 5 sierpnia 2015

Puk, puk, puk...

Mieszkając w domku jednorodzinnym problem, o którym mowa raczej nie istnieje, ale w większości przypadków dotyczy  mieszkań, wynajmowanych pokoi, czy nawet...akademiku. Mowa o zakłócaniu ciszy nocnej. Nie jedna osoba była pewnie uczestnikiem wtargnięcia policji do mieszkania z powodu zbyt głośnej muzyki, ale przecież...czy to coś złego?
W poprzednim poście było o interwencji policji i innych organów, dzisiaj podobnie. Są to sytuacje codzienne, no może nie, weekendowe bardziej.


Sama byłam po obu stronach. Uczestniczyłam w imprezie, która zakończyła się wizytą policji z powodu hałasu, ale też męczyłam się nie mogąc zasnąć, gdy sąsiedzi urządzili sobie imprezę. Rozumiem więc obie strony, ale jednak przychylam się bliżej tej drugiej. Dom, a właściwie mieszkanie w bloku jest miejscem, gdzie żyjemy, gdzie zachowujemy pewną intymność, i gdzie chowamy się przed zgiełkiem tego świata. Wieczór to czas wyciszenia po całym długim i niekiedy męczącym dniu. Marzymy wtedy o spokojnym  śnie, a nie o wysłuchiwaniu jak inni się bawią, podczas gdy my następnego dnia musimy wcześnie wstać. Mieszkając w dużym mieście istnieje możliwośc pójścia na dyskotekę, nie trzeba tańczyć do białego rana w domu. Nie jest to przecież przejaw niegościnności, a po prostu kultury osobistej.


W zależności od "organizatorów", zakłócanie ciszy nocnej może być albo incydentalne, albo ciągłe.
Zastanówmy się jak to wygląda od strony patrolu , który to "przeszkadza" w zabawie imprezowiczów. Patrol otrzymawszy informację,  musi zainterweniować. Powyższe wyróżnienie na incdentalne i notoryczne zakłócanie ciszy nocnej nie jest przypadkowe. Od tego zależy zachowanie się Policji.Gdy nie zdarza się to często a jednorazowo, własciciel zostanie poproszony o wyjście na zewnątrz i upomniany, a gdy zdarza się to często, Sąd może ukarać sprawcę np. grzywną lub inną karą przewidzianą w kodeksie wykroczeń, a nawet aresztem. Pamietajmy też, że nie mamy obowiązku wpuszczać "strażników spokoju" do mieszkania od razu.
Są przypadki, kiedy musimy:
1. Gdy Policja wyczuje podejrzany zapach marihuany,
2. Gdy Policja dysponuje nakazem przeszukania,
3. Gdy Policja podejrzewa, że w mieszkaniu znajdują się przedmioty pochodzące z przestępstwa lub przestępca...

I co teraz?
Mandat nie jest wręczany zawsze. Zazwyczaj jest to pouczenie. Gdy zastosujemy się do poleceń, wszystko jest w porządku. Gdy jednak zakłócanie trwa nadal, policja  może ukarać mandatem. 

Ograniczyłam się tu do sfery zagłuszania ciszy nocnej, występują bowiem bardziej radykalne przypadki, o których traktuje artykuł Art. 16. 1. ustawy o własności lokali. 

Jeżeli właściciel lokalu zalega długotrwale z zapłatą należnych od niego opłat lub wykracza w sposób rażący lub uporczywy przeciwko obowiązującemu porządkowi domowemu albo przez swoje niewłaściwe zachowanie czyni korzystanie z innych lokali lub nieruchomości wspólnej uciążliwym, wspólnota mieszkaniowa może w trybie procesu żądać sprzedaży lokalu w drodze licytacji na podstawie przepisów Kodeksu postępowania cywilnego o egzekucji z nieruchomości.

Te jednak są w mniejszości.

Pamiętajmy jednak, że aby "wilk był syty i owca cała" można porozumieć się z sąsiadami, że będzie troszkę głośniej i poprosić ich o wyrozumiałość. Wtedy możemy mieć większą pewność, że nasza impreza potoczy się zgodnie z planem, a goście nie poczują się niekomfortowo.


poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Alkohol w miejscu publicznym

Gorąco się zrobiło, a ja nie pisałam chyba sto lat. Pochłonęło mnie życie(luzak), obowiązki i przyjemności. Ale powracam. Na szczęście mogę. Motywowana do napisania posta- piszę. Temat mam nadzieję, że przydatny. A na pewno sezonowy. No chyba, że ktoś zimą lubi...A mowa o alkoholu spożywanym na dworze. Zimą, jesienią jest to raczej temat obcy. Ale co jeśli jest piękne lato, siedzimy sobie na bulwarze, na plaży lub w innym cywilizowanym (słowo nieprzypadkowe) miejscu? Pojawia się pytanie, gdzie poza domem można spożywać alkohol? Nastąpił czas dla miłośników delektowania się alkoholem pod chmurką, a więc ulubiony czas rozdawania mandatów przez gorliwych strażników za "picie w miejscu publicznym". Osoby takie w wielu sytuacjach wcale nie łamią prawa, ale nieświadome przepisów- przyjmują karę. A czujne patrole tylko czekają.


Przepisy prawne regulujące listę miejsc gdzie obowiązuje zakaz spożywania alkoholu, zapisane są w Ustawie o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi.

 Artykuł 14 ust.2a, na który najczęściej powołuje się Policja i Straż Miejska, zabrania spożywania aloholu "na ulicach, placach i w parkach, z wyjątkiem miejsc przeznaczonych do ich spożycia na miejscu".

Spożywanie go w każdym innym miejscu, które nie jest ulicą i placem jest więc zgodne z prawem i nie może zostać ukarane mandatem. Każda rada gminy ma możliwość objęcia zakazem spożywania alkoholu innych miejsc, które nie zostały wymienione w ustawie (warto to sprawdzić przed udaniem się w "plener").


W przypadku "przyłapania"(tak, to takie emocjonujące słowo) przez organy "ścigania" na piciu alkoholu w miejscu niedozwolonym, podlegamy karze grzywny w wysokości 100 złotych. Jeśli jednak spróbujemy wytłumaczyć, że ta stojąca obok otwarta butelka nie jest nasza i nie mamy w ogóle pojęcia skąd tam się wzięła, funkcjonariusze mogą uznać to za usiłowanie spożycia. Zdarzają się przypadki rozdawania mandatów, pomimo że butelka z alkoholem (np. winem) jest zamknięta i zapieczętopwana(byłam,doświadczyłam),  jednak SĄ TO RAŻĄCE PRÓBY PRZEKROCZENIA  uprawnień. Wiadomo, służby mają prawo skorzystać z przepisu wskazującego na usiłowanie spożycia kiedy są ku temu obiektywne przesłanki. W tym przypadku kara może wynosić od 50 do nawet 500 złotych(może być dotkliwie).


Mamy jednak możliwość nieprzyjęcia mandatu (FUNKCJONARIUSZ MA OBOWIĄZEK NAS O TYM POINFORMOWAĆ), a sprawa trafia na drogę sądową. Możemy wówczas spodziewać się wezwania na komisariat w celu złożenia wyjaśnień albo od razu wezwania do sądu. Pamiętajcie jednak- mandat najczęściej wynosi 100 zł, a w przypadku przegranej sprawy trzeba pokryć również koszty sądowe. Będąc jednak pewnymi, że mamy rację, powinniśmy odmówić mandatu. Jeśli jednak sprawa jest dwuznczna, należy się poważnie zastanowić, czy opłaca nam się podjąć ryzyko(chyba, że ktoś lubi).



*zdjęcia pochodzą z www.tumblr.com



wtorek, 26 maja 2015

Chciałam Was przeprosić za ogromną przerwę jaka nastąpiła, ale jest to związane z natłokiem obowiązków :) Posty są przygotowywane, a gdy minie " gorący czas" zwany sesją egzaminacyjną, powrócę tu ze zdwojoną siłą. Mam nadzieję, że nikt nie wpadnie przez ten czas w konflikt z prawem:P
Swoją drogą muszę Wam opisać kilka przypadków, z jakimi miałam ostatnio do czynienia BEZPOŚREDNIO, w związku z wyżej wymienionym konfliktem :) W końcu najlepiej uczyć się na własnych błędach. Chodzi o spożywanie alkoholu ( lub trzymanie w dłoni napoju alkoholowego) w miejscu " publicznym". Czym jest to miejsce publiczne i jaka jest definicja "napoju alkoholowego" już w najbliższym poście ;)



Dodaję również siebie(w wakacyjnym jak poprzednie zdjęcia wydaniu-  bardzo nieprawniczym), by uprawdopodobnić moje istnienie:D #czlowiekbeztwarzy


czwartek, 2 kwietnia 2015

Święta, święta, święta!

Korzystając z okazji chciałam Wam podziękować za tak liczne odwiedziny na blogu i złożyć najserdeczniejsze życzenia świąteczne, żebyście spędzili te dni w gronie najbliższych osób i żebyście odłożyli w kąt wszystkie codzienne problemy. A pomimo braku słońca za oknem mieli słoneczko zawsze w Waszym życiu;)



Pysznego jedzonka na stole...
Ładnej pogody za oknem...

Czasu spędzonego z najbliższymi...

Pełnego koszyczka :)
Wesołego zająca!:)

zdjęcia: www.tumblr.com

wtorek, 31 marca 2015

"Dawaj na fejsa"

 Portale społecznościowe są, mam wrażenie, chorobą tego wieku. Większość społeczeństwa jest od nich uzależniona, w szczególności od Facebooka. "Sprawdzamy" co słychać, czy ktoś coś napisał, polubił, dodał, " trzymamy rękę na pulsie". Pilnujemy starannie swojej tablicy, aby przypadkiem nikt niepowołany nie dodał nam czegoś żenującego bądź wstydliwego("takie tam z imprezy"). A przecież nie brakuje takich, co to wrzucają innym na tablice posty o różnym charakterze, oznaczając przy tym bez uprzedniego zapytania z imienia i nazwiska. A czasy są bardzo sprzyjające: smartfony, przeróżne aplikacje, których działania do końca nie rozumiem, ale są i prężnie działają, udostępniając wizerunki osób, o których istnieniu nie wiedzielibyśmy, gdyby nie one. Szczegóły z  życia osobistego i ośmieszające czasem zdjęcia rozprzestrzeniają się niczym komary latem na Mazurach. Możemy się przed tym chronić poprzez specjalne ustawienia. Ale mimo wszystko. Zdjęcie nie widnieje u nas, a u innych owszem.
Powyższe zachowanie stanowi wykorzystanie wizerunku, przetwarzanie danych osobowych, a także naruszenie dóbr osobistych użytkowników. 
Zgodnie z ustawą z dnia 29 sierpnia 1997 roku o ochronie danych osobowych, dane osobowe to wszelkie informacje dotyczące zidentyfikowanej lub możliwej do zidentyfikowania osoby fizycznej

Należy zatrzymać się przy pojęciu indentyfikacja:
  • osobę z łatwością można rozpoznać ze względu na cechy fizyczne, fizjologiczne, umysłowe, kulturowe, społeczne
  • tożsamość można określić bezpośrednio lub pośrednio (np. podpis "z prezesem takiej i takiej firmy" lub zwykłe oznaczenie odsyłające do profilu tej osoby)
  • wszelkie informacje, które bezpośrednio odsyłają do konkretnej osoby (imię i nazwisko)
Nie zdajemy sobie sprawy, że nawet niewinne oznaczenie osoby na zdjęciu grupowym może prowadzić do naruszenia ustawy o ochronie danych osobowych. Nie, nie dlatego, że wyszła na nim źle i nie podoba jej się ono, ale po prostu jest to rozpowszechnianie wizerunku. 


Dane osobowe możemy podzielić na zwykłe i wrażliwe (są bardzo wrażliwe dla niektórych). Przetwarzanie ich- tych wrażliwych- jest zabronione. Chodzi tu o przekonania polityczne, religię jaką wyznajemy, przynależność partyjną, przekonania filozoficzne.  Nie wolno też ujawniać kodu genetycznego( jakkolwiek to brzmi), informacji o stanie zdrowia, nałogach i... życiu seksualnym. 

Ale jak już pojawi się ktoś, kto jednak rozpowszechnia takie dane, możemy się przed tym bronić. Jest to skierowane przede wszystkim do osób młodszych, które czasem dla żartu "wrzucają" innym wstydliwe informacje na tablicę.
Jak należy postąpić ?

1. Zwrócić się do osoby, która udostępniła daną informację z prośbą o jej skasowanie
2. Jeśli nie przyniesie to żadnego skutku- powiadomić administratora( w opcjach)
3. Złożyć skargę do GIODO (Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych)

My sami możemy udostępniać informacje(w tym zdjęcia) dotyczące innych tylko w jednym przypadku. Wtedy, gdy wyraziły one na to zgodę.  Pamiętajmy jednak, że GIODO jest ostatnią instancją, do jakiej powinniśmy się zwrócić. Ale najlepiej- uważajmy na to, jakie zdjęcia pozwalamy sobie robić i na to co i komu "udostępniamy". 

Zdjęcia pochodzą ze strony www.tumblr.com