czwartek, 29 października 2015

"Jeśli coś dotyka cię, znaczy: dotyczy cię."

            Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, na końcu "internetów" istniał sobie blog. Nie był to blog o modzie, bo autorka choć pasjonatka stylu i elegancji nie potrafiła pisać o niej uważając, że "moda przemija a styl pozostaje", a robienie zdjęć "stylizacji" pochłaniałoby jej zbyt wiele czasu no i ze świecą szukać "frajera"(przepraszam za określenie), który będzie za nią chodził i robił fotki. Z pasji pisania pozostało jej więc pisać o tym, co przydatne (jej zdaniem).  Tak, tak, to o TYM blogu. Wiem, że nie piszę na nim zbyt dużo, ale zmotywowało mnie kilka sytuacji, a mianowicie gdy usłyszałam rozmowę dwóch dziewczyn o moim blogu (serio, to nie ściema...)- że fajny, że prosty, ale że nie brzmi prawniczo. I ostatnie spowodowało, że postanowilam napisać post. No i jeszcze słowa kolegi, który zasnął podczas czytania ( serio? Aż tak:D?) Każdy prawnik, student prawa czy jego pasjonat woli sięgnąć po ustawę, profesjonalnego bloga prowadzonego przez dobrze prosperującą kancelarię zamiast czytać moje wypociny, które powstają pod wpływej chwili. A moja forma i styl pisania ma trafiać do NIEPRAWNIKÓW. I jest mi ogromnie miło, gdy słyszę, że prawo jest zrozumiałe dzięki temu. Szczerze. Ile razy otwieraliście podręcznik do medycyny żeby dowiedzieć się czy ten katar jest śmiertelny albo ta plamka na ciele to coś poważnego? (oczywiście trywializuję) Pewnie nigdy. Wchodziliście na fora, otwierały Wam się w przeglądarce stronki medyczne, blogi. Ale nie było tam nazw łacińskich preferowanych w medycynie albo niezrozumiałych konstrukcji. Tylko pytanie- odpowiedź. Każdy, kto potrzebuje lekarza- pójdzie do lekarza. Każdy, kto potrzebuje prawnika- ostatecznie go odwiedzi. Wiecie co? Fajne jest to, że internet daje wolność i pozwala wybierać to, co dla nas odpowiednie. Dla jednego coś jest fajne, dla innego nie. I to jest piękne. Podobnie jest ze wszystkim, co podane jest do publicznego oglądania. Jednym się podoba, innym nie. Są tacy, którzy wyłączą stwierdzając, że im się nie podoba, inni będą musieli skomentować. Rzadko jest to krytyka konstruktywna, tylko tak zwany HEJT. I dzisiaj właśnie o hejcie. Mam swoją ulubioną blogerkę(modowo-lifestyle'ową), której wpisy czytam, łącznie z komentarzami i czasem oczom nie wierzę jak można pisać takie rzeczy w komentarzach. I właściwie- w imię czego?


Wolność słowa jest podstawowym prawem człowieka, umożliwiającym wyrażanie swoich opinii. Gwarantowana jest przez szereg dokumentów państwowych (przede wszystkim przez Konstytucję) i międzynarodowych (Powszechna Deklaracja Praw Człowieka). Może przyjmować rożne formy- od pisemnej, po ustną. Może mieć również wyraz artystyczny.
Każde prawo, nawet to, bywa ograniczane. Dzieje się to szczególnie wtedy, gdy chodzi o poszanowanie innego człowieka, kwestie moralności, a także i przede wszystkim bezpieczeństwo narodowe.

Co moim zdaniem zastanawiające, krytykowanie stało się dla niektórych "sportem narodowym". O ile krytyka jest umiejętnie zastosowana- nie ma problemu. Pojawia się on, gdy wyrażona jest w sposób wulgarny, ośmieszający, pozbawiona wszelkich barier i odpowiedzialności. Autorzy zachowują pozory anonimowości i dzięki temu czują się w tym zakresie swobodnie.



Nie zapominajmy, że będąc w "internetach" narażamy się na krytykę. Aktorzy, wokaliści, dziennikarze i osoby, które pojawiają się w mediach społecznościowych są najczęstszymi ofiarami hejterów (dla miłośników języka polskiego- to jest słowo potocznie używane, dlatego nie będę się siliła na wymyślanie polskiej nazwy takiej jak "nienawidzacze?"). Powstaje pytanie. Czy i jak możemy się bronić? Nie będę się wdawała już w temat wolności słowa, bo zbyt długo by to wszystko trwało.

Podstawą roszczeń osoby publicznej może być ochrona dóbr osobistych (art.23 Kodeksu cywilnego) - pisałam o tym TU. Opinie rasistowskie, nakłanienie do przestępstwa zagrożone są karą pozbawienia wolnośći do 2 lat. I wtedy administratorzy, moderatorzy mają obowiązek niezwłocznego usunięcia niewłaściwych treści. Ale czy to robią? Gdyby tak było, nie pojawiałyby się komentarze ośmieszające i nawołujące do nienawiści. Po prostu bezpodstawnie obrażające inne osoby. Czasem warto pomyśleć o konsekwencjach tego, co piszemy.



Post nie ma dzisiaj formy porady prawnej, ale raczej otwarcia oczu niektórym na to, że ich anonimowość znajduje się tylko w ich własnej wyobraźni. Pamiętaj, zawsze się znajdzie coś, co podoba się Tobie, a nie podoba innym- i odwrotnie.  Chyba, że tak bardzo Cię to dotyka.

Jeśli coś dotyka cię, znaczy: dotyczy cię. Jeżeliby nie dotyczyło cię- nie dotykałoby cię, nie zrażało, nie obrażało, nie drażniło, nie kuło, nie raniło. Jeżeli bronisz się, znaczy: czujesz się atakowany. Jeżeli czujesz się atakowany, znaczy: jesteś celnie trafiony. Miej to na uwadze. 

                                                                                      Edward Stachura